poniedziałek, 8 lutego 2016

Tunika z szalika - POSZŁA SOBIE


Tunika powstała kilka lat temu z szalika, a właściwie z szala. Z pięknego, krzywo sfilcowanego szala z kaszmirowej wełny, który wygląda jak wawelski arras. Leżał w koszu z chłamem w SH. Wystawał rąbek i kusił. Długo kusić nie musiał. bo w tej tkaninie od razu się zakochałam, choć jeszcze nie wiedziałam, czym się stanie z nowym życiu. 


Po upraniu w baaardzo gorącej wodzie wyprostowałam powyciągane brzegi, wygładziłam koszmarne zgniecenia i już było lepiej. 

Uszyłam tunikę, ale może też być sukienką-bezrękawnikiem, gdyż sięga przed kolana. Przedłużyłam szerokim pasem zrobionym na szydełku. Ponaszywałam, poobszywałam, poguzikowałam. 

Poszła w świat niedaleki, czyli do mojej szafy, bo bardzo ją lubię :)









piątek, 5 lutego 2016

Otuliś z pociętego swetra -POSZEDŁ W ŚWIAT

Lubię kiedy rzeczy zyskują drugie życie. Zwłaszcza, kiedy to są rzeczy zrobione z surowców naturalnych. Aby powstał sweter potrzebna jest wełna, a wełna to często cierpienie owiec, lam, wielbłądów, które podczas przemysłowego strzyżenia doznają urazów. Mając szacunek dla tego poświęcenia stworzeń, dzianiny i skóry wykorzystuję po wielokroć.

Tu pocięty sweter, tzw. szetland, jak to się mawiało w czasach PRL. Lubię takie ogniste kolory, pomarańcz, ceglasty, czerwień, bordo, żółcienie z odrobiną koloru przeciwstawnego - niebieskości, granatu, czy szafiru. Lubię otulające otulisie.



Na moim Urwisku :)